Marcin Wroński urodził się w 1972 roku w Lublinie. Lublin jest prawie jak Dublin, dlatego pisarz długo chciał zostać Jamesem Joycem. Debiutował w 1992, niedawno miał benefis z okazji aż 25-lecia twórczości (i zaledwie 10-lecia kariery, co podkreśla). Tę przyniósł mu bowiem cykl kryminałów retro o komisarzu Maciejewskim rozpoczęty Morderstwem pod cenzurą (2007) i zakończony Glinami z innej gliny (2018). Przeszedł do historii prestiżowej Nagrody Wielkiego Kalibru jako pisarz najczęściej nominowany, jedyny dwukrotny laureat nagrody czytelników oraz pierwszy, który w jednym roku – za Pogrom w przyszły wtorek – otrzymał statuetkę zarówno od jurorów, jak od publiczności (2014). Zachęcony sukcesem, miał do wyboru film i teatr, ale jako człowiek leniwy wybrał wersję pośrednią i w 2017 miała miejsce premiera Pogromu… w formule kino-teatru. W kolejce po bilety podobno były awantury, ale też nawiązały się bliższe relacje, za które autor nie odpowiada. Ostatnio bilety na spektakl u koników chodziły z pięciokrotną przebitką, bo w kasie ich zabrakło Niektóre kryminały z cyklu były tłumaczone na rosyjski z liczbą przypisów godną pracy naukowej, wkrótce A na imię jej będzie Aniela ukaże się we Francji; liczba przypisów nie jest znana. Ponadto pisarz od kilku lat współpracuje z Fundacją Sceny InVitro jako autor ulicznych komedii miejskich. W jego wersji wszystkie legendy są o tym samym – o seksie i przemocy – a że oprócz dorosłych przychodzą na nie matki z dziećmi, to już jest sprawa opieki społecznej!